Vitam curare


Forum Vitam curare Strona Główna -> Rekolekcje -> Laski, 12-23 kwietnia AD 2010
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
Laski, 12-23 kwietnia AD 2010
PostWysłany: Nie 15:16, 25 Kwi 2010
Hyalma
Ukiszony
 
Dołączył: 07 Lip 2009
Posty: 116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Moskwa
Płeć: Kobieta





To nie były rekolekcje, ścisłe mówiąc, bo przyjeżdżałam do Lasek w innych celach... i oficjalnych rekolekcji tam w tym okresie nie było - ale jednak dla mnie było to coś w rodzaju takich osobistych rekolekcji. Więc opowiadam trochę tutaj.

Laski to miejscowośc koło Warszawy - jeśli ktoś jest ciekaw, to proszę 20 min busem 708 od metro Młociny do przystanku Sokołowskiego. Tam znajduje się zgromadzenie sióstr-franciszkanek Służebnic Krzyża które zajmuje się opieką nad niewidomymi ludźmi. Geograficznie to taki kompleks budynków pośród lasu sosnowego, gdzie mieszkają razem siostry zakonnice, niewidomi i świeccy którzy pracują z niewidomymi. Te trzy składnika: "zakonnice, niewidomi i świeccy" według matki założycielki Elżbiety Czackiej odzwierciadlają związek Trojga w Przenajświętszej Trójce. Klasztor, kaplica, dom rekolekcyjny, przedszkole, internat, zakłady zawodowe, biblioteka itd.

Bardziej szczegółowo o zgromadzeniu można poczytac na ich stronkę:

[link widoczny dla zalogowanych]

Tak wygląda kaplica - ona cała jest z drewna, zamiast kolumn rzeczywiste sosnowe pni.







Typowy dzień w Laskach przebiegał tak.

O 5.15 śpiewał mój budzik. Wstawałam, ubierałam się, zaparzałam herbatę (koło naszego pokoiku znajdował się stolik z czajniczkiem, herbatą i ewentualnie ciasteczkami). Porządkowałam łóżko i zakładki brewiarza, odmawiałam żyworóżańcową tajemnicę, powoli piłam herbatę patrząc jak świta za oknem. Koło szóstej z kaplicy biły dzwony na Jutrznię. (Nawiasem mówiąc: w dzieciństwie nauczyłam się francuskiej piosenki o bracie Jakubie, który śpi a już dzwonią na Jutrznię - to mi, dziecku radzieckiemu, wydawało się bajką z zupełnie innego i od dawna nieistniejącego światu, - nie uwierzyłabym gdyby ktoś mi powiedział że tak będzie kiedyś w mojej rzeczywistości Smile)) No to zaczynała się droga przez sosnowy las do kaplicy - pierwsze promieni słońca przez galęzi, zimne powietrze poranka, brewiarz w rękach, suche zeszłoroczne liście pod nogami (bo tam rosną nie tylko sosny). W drewnianej kaplice ciemno, pachnie sosną i smołą, siostry w brązowych habitach przychodzą jedna po drugiej...

O 6.00 zaczyna się Jutrznia - w klasztorze to się śpiewa, i akurat półgodziny zajmuje. A o 6.30 zaczyna się Msza święta "klasztorna" (świeccy zwykle chodzą do kolejnych dwóch Mszy w ciągu dnia). Oprócz sióstr do klasztornej zwykle przychodzą kilka niewidomych, kilka świeckich i przywozą starszą pani na wozku która ma 106 lat ale zachowała całkiem zdrowy rozsądek. Nie dziwie się - codziennie dysząc takim świeżym sosnowym powietrzem...

Po Mszy trochę czasu wolnego, można pospacerowac - o 7.45 śniadanie. Kilka gatunków chleba do wyboru, wędliny, ser żółty, ser biały, masło, dżem, sałatka zielona, kawa lub herbata, mleko. Dalej mogło byc różnie - albo zwiedzałyśmy Laski (nam bardzo szczegółowo pokazywały przedszkołę, internaty, zakłady zawodowe, bibliotekę dla niewidomych itd) albo jechałyśmy do Warszawy, i tam też siostry pokazywały różne rzeczy lub samodzielnie spacerowałyśmy po miastu.

O 12.30 obiad (w Laskach lub w Warszawie u sióstr, według okoliczności). Zupa (najczęściej kapuśniak lub barszcz - polski barszcz jest całkiem niepodobny do rosyjskiego, o tym później napiszę), coś mięsnego z kartoflem lub kaszą, sałatką, potem kawa lub herbata z ciasteczkiem.
Po obiedzie zwykle czas wolny - odpoczywałyśmy lub spacerowałyśmy. Albo jakieś rozmowy z powodu naszych spraw. Również korystałam z tego czasu by odmówic Godzinę Czytań i Hora Media.

O 17.30 kolacja - mniej więcej taka sama jak śniadanie.
O 18.30 Nieszpory i różaniec z Adoracją - to w sumie zajmowało koło godziny.
Potem mogło byc, na przykład, zwiedzenie dzieciaków w internacie (tam różne gry u nich o tej porze), albo spacer i do łóżka. Po Komplecie, oczywiście Smile)

Tak wyglądał domek rekolekcyjny gdzie mieszkałyśmy z koleżanką:



To nasz pokoik:



Moje łóżko i szafka. No, cała ja - dwa brewiarze (jeden mój angielski, drugi klasztorny polski), cztery słowniki (kupiłam w Warszawie), Biblia kieszonkowa, rękopisny modlitewnik, szklanka i dużo leków na katar i kaszel Very Happy



Krzyż na ścianie.



Las.



Tak wyglądała zewnętrznośc, a o wewnętrznych skutkach mojego pobytu spróbuję napisac w następnym wpisie.

A, i jeszcze jedno: w Laskach zamiast powitania mówi się "Przez Krzyż!" - odpowiedź "Do Nieba!". A wszystkie modlitwy po godzinach liturgicznych zakończają się słowami "Kochajmy Krzyż! - i weselmy się w Panu".


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 10:10, 26 Kwi 2010
Hyalma
Ukiszony
 
Dołączył: 07 Lip 2009
Posty: 116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Moskwa
Płeć: Kobieta





Rozmyślam, po co było to wszystko. Nie miałam zamiaru jechac do Lasek, tym bardziej że nic nie wiedziałam o ich istnieniu, - ale na skutek dziwnych zbiegów okoliczności tam trafiła. (Kasie, która też nie miała żadnego pojęcia o Laskach, przyśnił się sen że ma jechac do takiego miejsca, i tak wyszło że pojechałyśmy razem). Znaczy, to było po coś potrzebne? Smile No, mogę wymienic kilka zewnętrznych powodów, po co mi trzeba było tam pojechac, ale mnie ciekawią powody wewnętrzne. Co ja miałam tam zrozumiec, odkryc dla siebie? Jakie doświadczenia nabyc? A może to tylko pierwsze ogniwo w jakimś póki co tajemniczym dla mnie łańcuchu? "Wszystko co się dzieje, dzieje się po coś" - przypomniała nam siostra-radna w prywatnej rozmowie. Ano.

Obserwowałam, jak żyje klasztor, jak siostry radzą sobie z tymi rozmaitymi sprawami, które im trzeba wykonywac - one same mówią o swoim życiu "u nas tutaj młyn", czyli stale trzeba się kręcic, biegac, zdążac... Ale nie zauważałam żadnego zmartwienia, krzątaniny, zdenerwowania (przynajmniej widocznego). Wszystko spokojnie, wszystko na czas. Nawet na naszym życiu to się odbijało - z góry nigdy nie wiedziałyśmy gdzie i o jakiej godzinie mamy jechac lub iśc, ale w ostatni moment jakoś wszystko "samo" się poukładało i wszędzie zdążałyśmy, i było jak najlepiej. Przyznam, że czułam zazdrośc do ludzi, którzy wcale się nie martwią z powodu czasowo-przestrzennych okoliczności. Ja to stale i wszędzie okropnie się martwię by nie spóźnic się, nie zagubic się, nie pomylic się... A życie powszednie w Laskach stale mi udowodniało, że _nie mam_ się martwic. Ufaj - i wszystko się poukłada. Dbaj o tym, co masz w środku - bo dbac o zewnętrznych okolicznościach to sprawa Boża, nie twoja. Tak odczytałam te myśli, które przychodziły do mnie podczas Adoracji w miniony czwartek. Pisałam już na blogu o tym że czułam siebie w Rzece, która mnie niesie... ja mam tylko zgadzac się by niosła.
Mniej więcej o tym samym mówił niewidomy rzeźbiarz, do którego chodziłyśmy w odwiedziny. Dużo mówił o tym jak użyteczna jest "terapia plastyczna", bo uczy człowieka zwalniac rytm życia, daje możliwośc kontemplacji.
Nie wiem, może właśnie wewnętrzny spokój jest tą rzeczą której w Laskach trzeba mi było się nauczyc. Na razie to tyle, co mi przyszło do głowy - może potem dopiszę jeszcze coś.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Laski, 12-23 kwietnia AD 2010
Forum Vitam curare Strona Główna -> Rekolekcje
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin